nocy szukałem przepowiedni we śnie,
lecz mnie napadły dwa kruki ogromne.
Teraz się staram dokładnie przypomnieć,
który mnie zranił najbardziej boleśnie.
Pierwszy wątrobę rozdziobał na strzępy,
aż żółć trysnęła na kwiaty przydrożne,
złocień.
Nic w tym dziwnego, boć nie lubi cienia,
woli słoneczne nad rowami miejsca.
Zło nie jest cieniem – poszedłem na cmentarz,
gdzie Chrystus za mnie w drewnie krzyża cierpiał.
Usiadłem, myśląc o płycie zbyt ciężkiej.
Drżało ze strachu serce i powietrze.
W gnijących mięśniach robactwo drążyło
chodnik.
Było tak chłodno, że trzęsły się ręce.
Chciałem ulepić swoją podobiznę
z gliny.
Z czerwonych krwinek, ale były sine,
jak gołąb siniak, który obok przysiadł
miły.
Chwilę pogruchał, pofrunął na drzewo
gniazdo wymościć szpikiem z moich kości.
Wyszedłem z trumny, nabrawszy rozumu
z mózgu.
Pan się zlitował, pisali o Bogach
w księgach, a Judasz
dokąd się udał?
Było tak chłodno, że trzęsły się ręce.
Chciałem ulepić swoją podobiznę
z gliny.
Z czerwonych krwinek, ale były sine,
jak gołąb siniak, który obok przysiadł
miły.
Chwilę pogruchał, pofrunął na drzewo
gniazdo wymościć szpikiem z moich kości.
Wyszedłem z trumny, nabrawszy rozumu
z mózgu.
Pan się zlitował, pisali o Bogach
w księgach, a Judasz
dokąd się udał?

