Zima

Prawem natury przyodziane w sadło
śpią albo drzemią pod stertą kolorów
liści jesiennych, których wiele spadło,
leżą mozaiką genetycznych wzorów,

przykrytych śliczną puszystą pierzyną
na zakwaszonym cieplutkim podłożu, 
póki w procesie gnilnym nie przeminą
w nowym posłaniu na próchnicy łożu

nagromadzone warstwy tłuszczy różnych
snu im nie spędzą z powiek do czasu
uciążliwego grania kiszek próżnych
po wyczerpaniu zza skóry zapasów,

wiosną powrócą półsenne do życia
w poszukiwaniu na zimę okrycia.