|
|
|
Jak dla mnie zbyt dużo klarowności,
konsekwencji, przyczynowo-skutkowej melancholijnej refleksji, po prostu
jest za ładnie;)
|
|
|
|
Nie było ładnie, gdy przyjaciela wieźli
na przyczepie ciągnika. Takie były w Bieszczadach ówczesnych środki
lokomocji najbardziej odpowiadające tym, którzy musieli wydać kasę na
pochówek tego, którego losy tutaj przygnały - można rzec bezimiennego,
chociaż ja nazwisko znam, lecz o życiorysie nie chciał gadać nawet przy
kielichu.
Ja nie miałem wpływu, bo byłem bez grosza - takim budowniczym - też jakby
bezimiennym, jak większość prostaków skazanych na dobrodziejstwa komuny.
Matka o tym wiedziała, ale mimo pracy w oborze, nigdy nie śmierdziała
gnojem - po prostu zmieniała łachy na ciuchy domowe.
|
|
|
|
Dużo pragnie ten, który najwięcej posiada.
Klimat rodem z Hłaski ma swój niepowtarzalny urok, zresztą to jakoś w
Bieszczadach i Gorganach spotkałem sporo szczęśliwych osobników, którzy
zbyt wielu powodów do radości nie mieli, za to odnaleźli harmonię, spokój
duszy, ciężko to kupić na wolnym rynku
|
|
|
|
Jest wiele prawdy w tym, co piszesz. Ale
wiesz również, że mój spokój ducha jest daleki od harmonii. Nie
idealizujmy powszedniości. Mój poziom wiedzy, znajomości kultur, jest
zbyt skromny - może niezależny ode mnie, ale takie były realia.
Potrafiłem pracować jako drwal (morderca bieszczadzkich lasów)
itp., i czyniłem to dla pieniędzy, tylko, czy było warto?
Pozostawiam te pytania bez żalu i odpowiedzi, bo i nie ma czego żałować -
jestem na swój sposób człowiekiem szczęśliwym. Zapewne, tak jak Ty i
wiele innych osób. Nie mam zamiaru moralizować, bo filozofia jest dla mnie
bytem niestety nieosiągalnym - już.
|
|
|
|
Nie miałem na uwadze lukrowania,
codzienność to prawdziwe piekło. Ciężko też spokój wnętrza (i w głowie)
przełożyć na jakąś kulturę (?) czy posiadane informacje. Poza tym czy
tego do końca pragniemy?
W końcu poezja to krzyk duszy, nie martwa cisza.
A wycinkę lasu prowadziłeś dla pieniędzy, ale nie przez pieniądze,
bardziej przez to, że lud chciał mieć boazerię i parkiet.
Poznałem kiedyś smolarza z okolic Rabe, jak organizowałem tam turystyczną
bazę. Codziennie na śniadanie zamawiał pół litra wody ognistej, bochen
chleba i paczkę mocnych (chyba że była impreza, wtedy zestaw x 3).
Sprawiał wrażenie bardzo szczęśliwego człowieka
|
|
|
|
Piotrze. Ja nie chciałem mieć nic poza
tym, co powinienem , jako robol tego kraju. Wypalałem węgiel drzewny w
mielerzach - to była katorga rodem z piekła, ale dawała mojej rodzinie
jakieś perspektywy, co nie jest do końca prawdą - jednak tak myślałem i
udało nam się jeść chleb, nie tylko z marmoladą przywożoną w skrzynkach,
dla plebsu. Nie potrafię pisać prozą, ale naprawdę warto by było opisać
tamte czasy, nie ze stołka nadleśniczego, lecz drwala, który wracał do
domu po kilkunastu godzinach harówy: zimą w zamarzniętych portkach, latem
w mokrej do granic możliwości koszuli.
Nie znasz tego życia i zapewne nie zrozumiesz. Rozmawiałem z wieloma
ludźmi, ale z takimi, którzy nie wiedzą, co znaczy praca w górach, gdzie
całe oporządzenie trzeba wytargać pod połoninę: pilarka powiedzmy 10kg,
olej 20, benzyna 10, młot 6, kliny 2, siekiera 1. Po wytachaniu tego
można było wracać, a nie tyrać, bo sama droga tak dawała w kość, że
szkoda gadać.
Przyjaciel, o którym napisałem był oficerem, lecz pracował jako drwal i
zapewne dlatego pożył aż 56 lat.
|
|
|
|
To prawda, że takie życie jest mi
zupełnie obce, jak czegoś nie znamy to zwykle wydaje nam się ciekawsze,
niż w rzeczywistości. Na Twoim miejscu chyba spróbowałbym opisać ten
okres, masz na starcie dość istotne ułatwienie – masz o czym pisać, a po
"śladach rysich pazurów", Hłasce większość beletrystycznych
pozycji nawiązujących do regionu stanowią harcerskie macanki druhów z
druhnami i obozowe przygody zuchów;)
|
|
|
|
Nie czuję się na siłach, nawet z tego
względu, iż nie mam cierpliwości do przesiadywania przy klawiaturze dłużej
niż ileś tam minut - pomijając gry komputerowe, ale dopracowane.
Też miałem przygody z podkradaniem harcerkom chorągiewek, lecz nie warto
o tym nawet wspominać, bo wstyd, że pewnego razu (nocą) w pobliżu obozu
owych amazonek wdepnąłem w kupę ( nie wiem czy harcmistrza, czy
drużynowej). Kupa, jak kupa - nie poznasz, a wyczuć trudniej, bo nie
wiadomo co komu podano z menu ;)
|
|
|
|
Myślałem że chodzi Ci o prozę nieco
cięższą gatunkowo;)
|
|
|
|
To bardzo subiektywna, przy tej klasie
Artyzmu, ocena. Zdaje mi się, że do do Firka, naprawdę Wielkiego Artysty,
trza przykładać ciut inną, bardziej obiektywną, wyważoną miarę. Nie
miejsce tu i czas na sążniste analizy twórczości firkowej, ale wiem
jedno, jestem o tym przekonany - mamy do czynienia ze zjawiskiem
unikalnym, nie tylko w obszarze "poezji internetowej", ale w
ogóle, poezji jako takiej.
Nie wydaje mi się, by było "za ładnie". W ogóle nie jest
"ładnie". Czemu nie jest "ładnie", to już Firek sam
uzasadnił.
Czytam Go, chłonę Go, tego Firka naszego całościowo, na różnych poziomach
staram się odbierać. W zakresie od osobistego, empatycznego, po autentycznie
solidne analizy czysto akademickie.
Wnioski? - też nie miejsce i czas, bo to temat na duży artykuł krytyczny,
albo i na coś więcej. Na coś, co mnie przerasta, nie poważyłbym się na
taki tekst analizujący, za cienki na to jestem, z grabiami na słońce bym
się rzucił.
Ale tak trzeźwo, w miarę obiektywnie - twórczość Fircyka jest klasą samą
w sobie. Można nie być fanem słowa wiązanego, kunsztownych rymów i
firkowej filozofii/postrzegania rzeczywistości. Firek uczynił to, co
czynią Wielcy - stworzył swoją własną szufladę/półkę/swój własny
świat/własną przestrzeń poetycką.
I w kontekście tego - dany wiersz (choćby ten, pod którym rozmawiamy)
może się podobać, albo nie. Jednakowoż - choć Poezja to nie matematyka,
gdzie wszystko można wyliczyć, przeliczyć, wyobrazić wykresem - są pewne
stałe niezmienne, pewne wyznaczniki, którymi mierzy się wartość
literatury. I - jak już mówiłem - można takiego pisania osobiście nie
lubić nadzwyczajnie, ale nie sposób odmówić mu przypisania do najwyższej
półki.
Osobiście mam tak, że nie lubię "Zachodu Słońca w Milanówku"
Rymkiewicza prywatnie, bo nie moje klimaty, ale doceniam ten tom, jako
zaiste szlachetne dokonanie poetyckie, godne "Nike" u innych
nagród, które zdobył.
Bajdełejem - Witold Bereś przy okazji "Zachodu Słońca w
Milanówku" powiedział coś ważnego o obiektywnym/subiektywnym
odbiorze poezji. Powiedział, mniej więcej, lecę z pamięci, że - [b]inny
skład jury (równie zacny, ani mądrzejszy, ani głupszy) mógłby nie
zachwycić się poezją Rymkiewicza. A nawet i zarzucić jej manieryzm,
niedzisiejszość, niepotrzebną stylizację[/b].
Zatem - jak widać - coś tam może być po prostu kwestią gustu. Jednak
ocena strony technicznej utworu obiektywną być może.
Z szacunkiem
Des
|
|
|
|
Wiesz Jacku - często nie rozumiem
Twojego podejścia do mojej pisaniny.
Ja, jak zauważyłeś bujam w obłokach, w tym, co bujaniu należne.
Nie ważne nicki, ale mam żal (może zbyt sążniste określenie) za zjechanie
wiersza antkowego naszpikowanego (przyznaję do przesady na poziomie
mistycyzmu - wszak nigdy nie byłem) i wierz mi, że to był dla mnie ważny
wiersz. Być może miałeś "zły dzień" - też takie miewam.
Trudno, chociaż przyznam, że cios był prawie zabójczy.
Wybacz szczerość, jednak wolę uzasadnienia konkretne, gdyż jestem tylko
jednym z wielu użytkowników (za darmochę) tego Portalu, za co jestem
dozgonnie wdzięczny P.Stadnickim.
Pozdrawiam
|
|
|
|
Fatal
error: Maximum execution time of 20 seconds exceeded in
/www/fabrica_www/www/modules/News/comments.php on line 34
|
|
|
|
Heh, cóż mogę rzec?
Że faktycznie bywam czasami kapryśny i czepiam się tam i tego, czego się
czepić nie powinno? A może cholernie wybredny jestem? Tak, przyznaję, że
jestem wybredny, przeestetyzowany, zbytnio przewrażliwiony, zbytnio
zwracający uwagę na drobiazgi, niuanse. Czasami jeden wers, czasami jedna
metafora, czasami jedno słowo burzy mi harmonię, nie pozwala w pełni
rozkoszować się (nie przesadzam, nie lecę w emfazę, ja się NAPRAWDĘ
rozkoszuję) kunsztownością rymu/rytmu/głębokością/strzelistością
przekazu.
|
|
|
|
Chyba wiem, o którym wierszu mówisz, nie
"antkowym", zdaje się, a "lukrecjowopogrzebaczowym".
Tak, wrzuciłem go do Pogranicza. Z iksem na dodatek. Uzasadniłem tam, co
mnie uwierało. Bardzo możliwe, że przesadziłem z surowością oceny. Może
miałem zły dzień, może coś bardzo nie mojego w klimacie tego tekstu?
Przyznaję - bywam labilny w swych ocenach. To moja wada, która cokolwiek
przeszkadza mi w byciu obiektywnym redaktorem Fabryki.
Przemyślę sprawę. Nie tylko pod kątem tego konkretnego tekstu, ale i
całościowo. Jeśli Cię uraziłem swoją subiektywną popędliwością
komentatorską - szczerze przepraszam.
|
|
|
|
Co do tego, że - jak powiadasz -
"często nie rozumiesz mojego podejścia do Twojej -pisaniny-" -
jest to (z małymi wyjątkami, jak widać) niezmienne zauroczenie. Masz -
jak każdy - lepsze i gorsze momenty. Zazwyczaj zachwycasz, czasami -
wybacz szczerość - przynudzasz. Ale procentowo, to tego przynudzania jest
tak niewiele, że właściwie nie ma o czym mówić.
|
|
|
|
Moje podejście do Twojej twórczości?
Podpiszę się pod Cegłą/Rojewskim, z którym kiedyś tam, pod którymś z
Twoich wierszy zgodziliśmy się, że śmiało dorównujesz do Czesława
Miłosza. Tyle, że piękniej, zgrabninej, kunsztowniej niż on opowiadasz o
świecie, rysujesz spójne obrazy niespójnej z natury rzeczy
rzeczywistości.
A że czasem coś Twojego zaiksuję... Któryś z nas ma zły dzień - albo Ty,
albo ja:-) Do tego ostatnio zaiksowanego wrócę, poproszę kolegów
administratorów, by bezstronnie, obiektywnie przeczytali i zaopiniowali.
Serdeczności
Des
|
|
|
|
Przepraszam, że tekst "na
raty" wpisany, ale jakiś upierdliwy błąd wyskakiwał, musiałem pociąć
na kawałki.
Des
|
|
|
|
Lukrecjowe płody akurat jakoś mi nie
dały "popalić".
Chodzi o wiersz Antka "Pojmowanie" - tam można było się spierać
i rzeczywiście było o co. Ale już nie wracajmy, bo nie ma sensu
ponowne rozdrapywanie tego, co się zabliźniło :)
|
|
|
|
Z pewnymi rzeczami trudno mi się
zgodzić. Otóż piszesz Jacku :„To bardzo subiektywna, przy tej klasie
Artyzmu, ocena”. Wynika z tego z tego, że poziom obiektywizacji własnej
oceny powinienem uzależnić od „klasy Artyzmu”, którą to wytycza nam.. no
kto? I czy aby na pewno słuszną linię ma nasza władza?;) Zakładanie
omnipotencji nawet odnośnie technicznej strony, prowadzi do wypaczeń i
jest szkodliwe zarówno dla piszących i czytających. Jeżeli moja ocena nie
będzie „bardzo subiektywna”, to będzie po prostu nieprawdziwa, co Fircyk
by zapewne przeżył, ale raczej nie byłby z tego powodu zadowolony.
Dalej: „za ładnie", „w ogóle nie jest ładnie, „ czemu nie jest
"ładnie" - bo to samo czasami może jednemu się wydać
poprzeczne, innemu podłużne, w zależności od punktu, z którego patrzy.
Gustibus non disputandum est i bardzo dobrze, bo nudno by się działo
gdyby odbiór wszędzie był jednakowy.
Żeby nie było, uspokajająca liryka Fircyka działa na mnie jak herbata z
melisą, ale na kogoś innego może zadziałać jak czaj z prądem.
|
|
|
|
Może nie powinienem się wcinać, ale jest
faktem, to o czym napisałem.
Wiem, że zadziałać inaczej nie może, gdyż czymś innym, są (zdecydowanie)
wycieczki krajoznawcze od poznawczych. Namioty nosi się w celach
turystycznych i zaopatrzeniowych w niezbędne specyfiki służce turystyce,
jak i ewentualnym nieprzewidzianym zdarzeniom.
Bazy turystyczne, to po prostu konieczność aby turysta mógł się gdzieś
przekimać. Są namiastką (były) w Bieszczadach wówczas, gdy turystyka w
pampersach chodziła. Teraz nie ma baz (namiotowo-studenckich), a szkoda,
bo wielu turystów jeszcze o nich wspomina.
I ten wierszyk, jest też jakimś zapomnianym wspomnieniem, chociaż o innej
turystyce. :)
|
|
|