jasność
zachodu wnika w ścieżkę ciasną,
nad
buczynami zawieszony orzeł
jak
uwiązany do sklepienia nieba
za
karminowo-złocistą obrożę,
by za
szczytami wraz ze słonkiem zasnąć.
Kręcą się
cicho tryby koczownicze,
koło o
koło ściśle zazębione,
bez
ułomności człowieczej suwmiarki
matka
plisuje do szkoły spódnicę,
na
rozpalonej kuchni dymią garnki
zapachem
troski, ale okraszonej.
Tramwaj
nie dzwoni ani zawiadowca
nadętym
gwizdkiem nie nagli nikogo,
tu bez
pośpiechu w odpowiedniej dawce
sztuka
kochania nigdy nie jest obca
ojcu, choć czasem może spojrzy srogo,ale potrafi budować latawce.
Copyright © by Wiesław Musiałowski 15/10/2001
