Bal

U jaśniepaństwa ciągle bal.
Porozwieszano wzdłuż balkonu
na balustradzie z drewna balsy,
naszpikowane naftaliną:
wyhaftowany herb muliną,
bieliznę, suknie, gorset, szal.

Wyglancowanych chyba sto
najlepszej marki - par stosownych
skórzanych butów rządkiem stoi
i emanuje elegancją.
Od razu czujesz - tchnie tu Francją,
tak jakby po Le Notre się szło.

Dziedzińcem rządzi przyrodni syn
- od dawna znany wszem synoptyk,
albowiem często miewa syndrom
przepowiadania kanikuły...

On ma barometr taki czuły,
jak w tym wierszyku, śmieszny rym.

Copyright © by Wiesław Musiałowski 15/01/2003