iedy osiny płoche liście zrzucą,
mróz zwabi potok w płytkie rozlewisko,
w zmarzniętym lesie kruki się nie kłócą
i śnieg wymości ścieżkę kamienistą.
Gdzieś na obrzeżu ostoi świerkowej
skrzydlaty owoc samodzielnie spada,
albo trop zwierza istny po ponowie
w promieniach słońca wolno się zapada,
szerzej i głębiej, aż do nieistnienia,
marne w ów czas to z pozoru nasiono
liście ogrzeją i przygarnie ziemia
i będzie wzrastać dla innych osłoną,
wokół plastyczną otoczone ciszą,
ale patrzący ślepo nie usłyszą.
Copyright © by Wiesław Musiałowski 04/02/2004
