Ballada mieszana

Poszedłem szukać kwiatów na ugorach,
zbłądziłem idąc w kierunku nieznanym,
wtem duch się zjawił i wił się u kolan,
tyś wszak za życia był moim kochankiem
i nie wiedziałem czy też trupem jestem,
czy mnie dopadła mamidła tęsknota,
liście szumiały o trumiennych deskach,
opary siarki bulgotały w błocie,
chmury zamknęły w czarnej klatce słońce,
noc przygarnęła umęczone ciało,
piaskowe zwidy tańczyły na łące,
kołatki we śnie na Wielkanoc grały,
sosnowe lasy przystrojone w igły
leczyły płuca zapachem żywicy,
gdym w progi życia jako dziecko przybył,
jednak z przeczuciem ten przybłęda niczyj.

Jadę do Grecji, czeka Leonidas
na górze Tajget z pochodnią i włócznią,
kiedy mnie spytał po co tu przybywasz,
odpowiedziałem chciałbym się nauczyć,
czego wymaga ojciec spartanina,
tak silnej woli, aby posłuszeństwo
płynęło we krwi o każdej godzinie,
bo tak się sprawdza przed bitwami męskość,
Sokrates twierdził, że ważniejsza mowa
i umiejętność trudnych odpowiedzi,
więc się uczyłem jak wynegocjować,
czemu powinni najmądrzejsi siedzieć
na wysokości powierzonych zadań,
jeżeli trzeba być sługą i panem,
i tak się jakoś dziwnie w snach układa,
że nie ma końca: wieczór, noc, poranek.

Copyright © by Wiesław Musiałowski 25/11/2019