rzy razy (.....) przewróci się w grobie,
nim zlany łzami przemówi do ludu:
nie oczekujcie po mojej osobie
nadludzkich mocy, pojednań i cudów.
Widziałem słupy graniczne dorodne,
dzielące pola na chłopskie i pańskie:
zabłysły nagle i zgasły bezpłodne,
mydlanym bańkom ulotnym podobne.
Zielone światła świecicie na polach,
zasiawszy chwastem piaszczyste pustynie
i kłosząc zboża na nagich ugorach,
zbieracie żniwo nim prawdą przeminie.
Zobaczcie chłopa, co dłońmi od pługa
wykręconymi na kształt hieroglifów
cieniutką skibkę dzieciskom wystruga,
nie mogąc obsiać oranic swych szlifów.
Bieda podpiera niejedną chałupę
i konesera głupoty zachwyca,
grzęznąc w chaosie przepisów banalnych:
chłopek zziębnięty wciąż chucha na zupę,
jedząc wieczerzę przy świetle księżyca,
pragnąc przywyknąć do czasów normalnych
- gdy w każdym kącie drzemią jutra lęki
o czas zasiewów, śpiących pól jesiennych,
co ostrą skibą wyczekiwać muszą
- czy starczy ziarna z chłopskiej twardej ręki
na bronowicę lśniących szat wiosennych,
nim późne lody z gór w doliny ruszą.
Copyright © by Wiesław Musiałowski 10/15/2001
