dcinki mapy układa świadomie,
skrawek do skrawka w glinianej kolebie,
stos aktualnych rachunków za wczoraj
– niepewien skutków, spogląda za siebie
i ciągle myśli, zagubiony, o niej:
czy jeszcze czekać, czy nadeszła pora.
Listopadowe przekopuje rymy,
by się upewnić w swojej niepewności
pyta umarłych o czas przechodzenia.
Nie wie, czy warto tej chwili zazdrościć,
choć przed oczyma ten uśmiech matczyny.
I to pytanie, które nic nie zmienia.
