Wnuczce pod wigilijną choinkę

Spośród bilionów mam jedną dla ciebie,
byś utuliła w swej duszy dziecięcej,
a chciałbym przecież dać o wiele więcej,
bo jest ich tyle na grudniowym niebie,

lecz cóż z tych gwiazdek, których nie dosięgnę
lub mróz zawiesi na świerkach wieczorem,
by rozświetlały zabłąkanym w porę
drogę donikąd, gdyż być może błędnie

odczytywałem przemiany galaktyk,
taki miernota, cudak bez lunety,
i widzieć mogłem niewiele niestety.
Więc w zaspie nocą postawiłem patyk, 


by obserwować zimą blask księżyca.
Że cień żyć może, myślałem - to prawda
czy też złudzenie? A on ani zadrga
i nijakością realną zachwyca:

to się wydłuża, to kurczy (na oko),
gdy go przysłoni ledwie jakaś chmura
albo śnieżynka biała a ponura
niesiona wiatrem nie wiedząc skąd dokąd,

tak jak życiowa przekładana karta
as albo blotka nie oszukasz siebie
chociaż tysiące ksiąg mędrców przegrzebiesz,
zawsze się trafi książka nic nie warta.