bo nie wiem, gdzie jest moja buda,
może odszczekać mi się uda,
że już nie jesteś dzieckiem bożym,
wiem, czasem chciało mi się sikać,
więc popuściłem na dywanie,
lecz cóż jest warte odszczekanie,
gdy za zakrętem nagle znikasz.
Kiedyś nosiłeś mnie na rękach,
wszak dziecko bywa niczym szczenię,
a co przede mną to wspomnienie,
żeś tam pod krzyżem w polu klękał,
myślałem wówczas - Chrystus z drewna,
czy ma drewniane serce wewnątrz
i zespolone w taką jedność,
że z bezsilności nawet nie drga.
I nie rozumiem i wciąż nie wiem,
i w mózgu myśli wiercą dziurę,
że zespolony z drzewem sznurek,
pachnie śmiertelnie suchym chlebem,
więc wyję w pustkę do nieludzi,
gdzie każdy idzie własną drogą,
i nic skomlenia nie pomogą,
i łatwiej zdechnąć, gdy się łudzisz.
może odszczekać mi się uda,
że już nie jesteś dzieckiem bożym,
wiem, czasem chciało mi się sikać,
więc popuściłem na dywanie,
lecz cóż jest warte odszczekanie,
gdy za zakrętem nagle znikasz.
Kiedyś nosiłeś mnie na rękach,
wszak dziecko bywa niczym szczenię,
a co przede mną to wspomnienie,
żeś tam pod krzyżem w polu klękał,
myślałem wówczas - Chrystus z drewna,
czy ma drewniane serce wewnątrz
i zespolone w taką jedność,
że z bezsilności nawet nie drga.
I nie rozumiem i wciąż nie wiem,
i w mózgu myśli wiercą dziurę,
że zespolony z drzewem sznurek,
pachnie śmiertelnie suchym chlebem,
więc wyję w pustkę do nieludzi,
gdzie każdy idzie własną drogą,
i nic skomlenia nie pomogą,
i łatwiej zdechnąć, gdy się łudzisz.
