kapały łzy porannej rosy,
nad głową smętny lerki śpiew
nie powinieneś łąki kosić,
a ja, niepomny próśb i skarg,
ścinałem wykłoszone trawy,
idąc z innymi kośby ławą,
póki w zenicie słońca żar
ścinałem wykłoszone trawy,
idąc z innymi kośby ławą,
póki w zenicie słońca żar
nie oblał skwarnym potem czół.
By w wodzie rozpalone schłodzić,
poszliśmy po kamiennych schodach
w pędzący zimnej strugi nurt,
By w wodzie rozpalone schłodzić,
poszliśmy po kamiennych schodach
w pędzący zimnej strugi nurt,
tam usiedliśmy licząc czas
na zegarze cienia z patyka,
a cień powoli w mrok pomykał
i tyle było bólu w nas,
na zegarze cienia z patyka,
a cień powoli w mrok pomykał
i tyle było bólu w nas,
jak w zapomnianych barw storczykach,
jak w studniach, z których nikt nie czerpie,
jak w zardzewiałym starym sierpie,
gdzie nic już nie ma prócz pamięci,
lecz żyją zapomniani święci
życiem tułaczym na rozstajach,
jak w opowieści o ruczaju
- zaczerpniesz wiary tak na zapas,
by nie utonąć zimą w zaspach.
jak w studniach, z których nikt nie czerpie,
jak w zardzewiałym starym sierpie,
gdzie nic już nie ma prócz pamięci,
lecz żyją zapomniani święci
życiem tułaczym na rozstajach,
jak w opowieści o ruczaju
- zaczerpniesz wiary tak na zapas,
by nie utonąć zimą w zaspach.
Copyright © by Wiesław Musiałowski 6/21/2019
